Dwa Oświecenia. Polacy, Żydzi i ich drogi do nowoczesności

Do Redakcyi Gazety Warszawskiey. Otóż nowy protektor żydów! zawołałem przeczytawszy Numer 169 Gazety Warszawskiey. Znayduie się w nim odpowiedź na opis plugawey karczmy żydowskiey, w którey iedąc niedawno do Warszawy nocować musiałem.. Uwierzyłżeby kto temu, aby w naszym oświeconym wieku, kiedy się wszyscy o reformę a raczey o pozbycie żydów staraią, znalazł się ktoś, coby ich z lichych miasteczek wypędzał a do miast większych zapraszał! Pytam się każdego: możnaż w XIX wieku napisać coś dziwacznieyszego, niestosownieyszego a nawet bardziey oburzającego , iak to, żeby miasta mnieysze na wolne osady czyli po prostu na wsie zamienić, żeby przynaglić w nich żydów do równey opłaty konsensów co i po wsiach, a to dla tego, żeby ci z karczem i browarów powoli do większych miast ustąpili, gdzie do handlu i do innych zarobków większą znaydą sposobność. Móy Boże! gniewa się Pan R. na to, że ieszcze w Warszawie na ulicy Miodowey, Długiey lub na Krakowskiem Przedmieściu, nie widziemy ze sklepów wyglądających brudnych Izraela potomków ? Szkoda wielka, że Rząd tych cnotliwych synów Moyżesza na zaludnienie kątów miasta skazuie. Trzeba im dopomódz (mówi Pan R.); wygnaymy ich z małych i nic nieznaczących miasteczek, bo biedni nic tam zarobić nie mogą; otwórzmy im rogatki miast większych , niech weydą , niech się roią , niech zapowietrzają wszystkie nasze miasta , niech się Warszawa zamieni w Jerozolimę a do szachraystwa wprawne iarmułki niech przecie raz będą szczęśliwe! — Taki istotnie los czekałby wszystkie nasze miasta , gdyby osoby sterem Rządu kieruiące, skwapliwie uskutecznić chciały proiekt będący płodem dzikiey wyobraźni Pana R. Wyborny z niego iest doktor! wszakże to on dla uleczenia iednego chorego dziesięciu zdrowych chce zabić, bo ocalaiąc kilka małych miasteczek, większe wszystkie chce zniszczyć.— Nie takby zapewne mówił ten , ktoby z politycznemi stosunkami narodu obeznany w imieniu swobód mieyskich odzywać się pragnął. Nie żądałby on dziecinney degradacji miast, nie domagałby się nowych praw i dobrodzieystw, lecz prosiłby tylko o zachowacie przywilejów i praw starodawnych, które bez tego, Rząd gorliwy o pomyślność miast naszych, wyszukuje i przywrócić się stara. Przez iakież to konstytucyie w kraiu naszym ludność Moyżeszowa dozwolone miała gnieżdżenie się po wszystkich miastach? wszystkie iey tego zabraniały; niech okaże pakta z miastami, na mocy których w ich mury się wdarła; nie raz iuż o to dawniey na Seymach pytana, nie zdołała na to złożyć dowodów i teraz ich przewrotny umysł żydowski nie znaydzie. Gdyby zatem przywrócono tylko zgwałcone przez żydów przywileie miast naszych, i gdyby w innych liczbę ludności żydowskiey, do liczby mieszkańców Chrześciian zastosowano, wszystkie powoli wznosićby się zaczęły, przemysł mieyski uwolniony od barczącey żydowskiey przewagi, rozkrzewiałby się swobodnie, i miasta nasze stałyby się mieyscami czystego powietrza i porządku. Tkwią ieszcze w pamięci naszey konstytucyie z lat 1768 i 1775 (że dawnieysze przywileie opuszczę), które gdyby moc swoię odzyskały, uyrzelibyśmy wszystkie rogatki Warszawy napełnione wychodzącym tałałaystwem żydowskiem ; wyszedłby z niemi smród, obrzydliwe choroby niechluystwa a nadewszystko zaród naywiększey demoralizacyi. Niechay ubytek ludności nie staie się mamiącym blaskiem niepowetowanych klęsk narodu. Ludność wszelka tyle tylko użyteczną dla kraiu nazwać się może, ile się do pomnożenia iego bogactw przykłada , czyli raczey ile pracuie: ludność nieczynna i próżniacka staie się ciężarem towarzystwa, pijawką ludzi pracujących, trucizną wszystkich przemysłowych przedsięwzięć, źródłem nakoniec klęsk powszechnych... taką właśnie korzyść przynoszą nam żydzi. Żywiołem żydów iest handel, czyli, że użyię technicznego wyrazu, szachraystwo; odeymiymy im zatem środek nieprawych zysków, a usuniemy zarazem groźną nadal tamę, która przemysł krajowy obarcza. Mało znaczą bezpośrednie sposoby zapobiegające ich oszustwu; wysokie konsensa nie odstręczą przez się żydów od szynkowania trunkami i siedzenia po karczmach, bo nie wyiawia nam Pan R. prawdziwego sposobu postępowania żydostwa: wszakto opłaty konsensowe nie żydzi ale włościanie biedni opłacaią, a gdy dawniey żyd rachował im wszystko podwóyną kredką, teraz poczwórną rachuie; ieżeli dawniey oszukiwał ich w dzień, teraz będzie oszukiwał i w nocy. Pozmnieysza snopki i korce, a za robactwo i smród a parte zapłacić każę. Dla tego nie myłiłem się bynaymniey, że żydzi po karczmach ieszcze goszczą i powietrze zarażaią, a ieśli jeograficzne wiadomości Pana R. nie są obszernieysze od iego politycznych widoków, niechay przynaymniey innym gorliwym o dobro narodu nie zadaie kłamstwa publicznie, a dla przekonania się o fałszywości swych ( 2528 ) twierdzeń, niechay raz woiaże swoie za rogatki przeciągnie, niechay dla zdrowia choć do Woli tylko się przeydzie, a zaraz napotka się z pierwszym Izraelitą, który go na karczmie przywita. Cóż dopiero, gdyby się udał do Święcic, Kask, Szymanowa, etc. etc. etc.? wszędzie poznałby, że opisujący karczmę żydowską, miasta za wieś nie brał, a katolika za żyda. Dziwna prawdziwie iest Pana R. pretensyia, wszakto on chce, żeby wszyscy wojażowali tylko po Warszawie, dopóty, dopóki iego wielkie proiekta skutku nie wezmą; wierzę, że wtedy chcąc niechcąc musielibyśmy za Warszawą woiażować, boby nas żydzi wygnali. Lecz teraz nie bardzo dobrze wykierowałby się ten, ktoby maiąc intaressa na prowincji, na wypełnienie proiektu Pana R. czekał; musiałby pewno do śmierci po Warszawie wojażować, a zaszedłszy gdzie na Rybaki, Przyrynek, Bugay lub nad Wisłę, prędzey w błocie by uwiązł, niżeliby znalazł wygodną oberżę. Nie zawsze to czyniemy co chcemy; nie jeden, któryby chciał całe życie po Warszawie tylko wojażować, musi z potrzeby na prowincyią wyieżdżać, tak iak znowu drugi, co by chciał za polityka uchodzić, napróżno o to się kąsi, gdy mu natura odmówiła zdatności, lub niedokładna nauka usposobienia. L. . . . . Doniesienie. Jakób Tatarkiewicz Uczeń U iw: Królewsko-Warszawskiego Wydziału Sztuk pięknych , który miał szczęście w dwukrotney expozycji publiczney, otrzymać chlubne nagrody z prac swoich, wykończywszy popiersie ś. p. Stanisława Potockiego, Prezesa Senatu Królestwa Polskiego wymodelowane z maski po śmierci odlaney i portretu Bacciarellego, ma zaszczyt ogłosić ninieyszem prenumeratę, na takowy Biletów po złotych 24 sztuka. B(...)tów na rzeczoną prenumeratę odlewów , dostać można u WW. Blanka Professora. i Letrona, których próby widzieć można w każdym czasie, u pierwszego w iego pracowni na dziedzińcu Uniwersyteckim w gmachu sztuk pięknych, a u drugiego w handlu naprzeciw Akademii w pałacu JW. Hr: Krasińskich. Amatorowie sztuk pięknych i czciele ś. p. nieboszczyka Potockiego, tyłe zadłużonego oyczyznie naszey, pośpieszą zapewne młodemu artyście rodakowi, z udziałem tey pomocy, przez którą nie żąda szukać zysków, ale tylko uwiecznić pamiątkę iednego z sławnych Polaków i zdatność swą przez znawców pochwaloną bliżey dać poznać publiczności. W Numerze 161 tey Gazety miałem zaszczyt wezwać PP. Typografów Warszawskich, aby w chęci współubiegania się z P. Glücksbergiem Xięgarzem i Typografem, chcieli w przeciągu dwóch niedziel od daty moiego wezwania złożyć, na ręce P. Fraenkla, Bankiera, summę dukatów dwadzieścia pięć, taką samę iaką i ia złożyłem na ręce tegoż Bankiera. — Obie te summy przeznaaczone byłyby za nagrodę dla iednego z dwóch współubiegaiących się, któryby zdaniem trzech celnieyszych Typografow Paryzkich uznanym był za naybardziey zasłużonego w sztuce drukarskiey w Polsce , podług maiących im się przesłać w przeciągu dwóch ’ miesięcy od moiego wezwania płodów prass każdego. — Milczenie PP. Typografów było zapewne dla P. Glücksberga naybardziey zapokaiaiącą odpowiedzią na zarzuty, przez iakie zdawano się mieć zamiar pozbawić go iedyney nagrody, iaką dobry obywatel zakłada sobie otrzymać za iego starania i łożenie znacznych kapitałów. — Gdy P. Glücksberg przez delikatność nie chciał przyjąć tey summy, iaką na to ubieganie się łożyłem, mam więc honor oświadczyć, że wzmiankowaną summę nazad od P. Fraenkla odebrałem.—W Warszawie d. 29 Paźdz: 1821 r. Franciszek Bernhard.